Szukałam szybkiego sposobu na drugie śniadanie. W ręce przypadkiem wpadła mi akurat Activia naturalna, która zazwyczaj w ogóle nie gości w moim jadłospisie. Z przyzwyczajenia spojrzałam na etykietkę.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to kaloryczność (która swoją drogą jest najmniej istotna). Nie przyglądając się za dużo, stwierdziłam, że kubeczek zawiera 86 kcal. Zdziwiłam się, bo to znacznie mniej niż jogurty naturalne (porównywalnie podobnej wielkości), które do tej pory znajdowały się w mojej lodówce.
No, fajnie, ale po bliższym zapoznaniu się z etykietką okazało się, że to wartość dla jednej porcji (125g), a nie całego kubeczka (175g) tak jak początkowo myślałam.
Nie dość, że wyznaczyli dosyć nietypową porcję (zwykle jest to 100g, prawda?), to w dodatku kto dzieli jeden mały kubeczek na kilka razy i to w tak dziwnych proporcjach (125g : 50g)? Nie liczę kalorii i nie przejmuję się nimi za bardzo, więc w sumie tak czy inaczej w niczym mi to nie przeszkodziło, ale po prostu poczułam się w pewien sposób oszukana. Firma Danone bezczelnie chciała mnie upolować CHŁYTEM marketingowym! :D
Zauważyliście, jak teraz zarabia się na odchudzaniu? Ile ostatnio weszło na rynek produktów light? O! Albo takie chwyty jak ten. Ludzie rzadko zwracają uwagę na szczegóły etykiet wybierając produkty w sklepie, a powszechnie utarło się, że to co ma mniej kalorii, jest lepsze, więc chyba nikogo nie dziwi, skąd pomysł ze strony Activi na takie zagranie.
***
Post dotyczy akurat najmniej ważnej kwestii - kalorii, jednak warto czytać etykietki głównie dla składu. Ogólnie im mniej składników, tym lepiej (to bardzo uproszczona zasada). Osobiście jeśli widzę jakąś dziwną nazwę, która brzmi przerażająco chemicznie, od razu odkładam dany produkt na półkę, a już tym bardziej gdy ta nazwa jest powiązana z azotem.
Znajdź Fitmiracle na facebooku.